Varanasi
Varanasi jest miastem Boga Sziwy. Varanasi jest stolicą wszelkiej wiedzy. Varanasi jest miastem światła. Varanasi jest miastem Ghat i świętego Gangesu. Varanasi jest miastem śmierci i wyzwolenia. (piosenka indyjskiego rybaka)
Nad Gangesem wstawał świt, a ku świętej rzece zmierzał tłum ludzi, który szczelnie wypełnił wąskie uliczki Varanasi. Nie wszyscy byli w stanie dojść o własnych siłach - przecież do Varanasi przybyli po śmierć. Tym pomagali inni, którzy kiedyś być może sami będą potrzebowali takiej pomocy. Muszą jednak wytrzymać jeszcze trochę. Najpierw rytuał pudźa – obmycie świętą wodą, która zmyje wszelkie grzechy. Wtedy niech nastanie spokój. Życie jest kołem, ale każdy kto umrze w Varanasi wyzwoli się z wiecznego łańcucha wcieleń i otworzy sobie drogę do nieba.
Chwilę później docierają do ghat – szerokich schodów kończących się już pod powierzchnią Gangesu. Każda z kilkudziesięciu ghat ma swoją osobną historię. Shivala jest symbolem bogactwa i potęgi maharadżów Varanasi. Należąca do dżainów Bachraj symbolizuje kosmiczną jedność wszelkich bytów, dżaini wierzą bowiem, że nie wolno skrzywdzić żadnego żywego stworzenia. Bengalczycy będą modlić się tylko przy Khedar. Dasaswamedh oznacza natomiast, że Brahma złożył w tym miejscu w ofierze (medh) 10 (das) koni (aswa). Tymczasem Munshi... Tak, każda z ghat ma swoją historię.
Mark Twain powiedział kiedyś, że Varanasi „jest starsze niż historia, starsze niż tradycja, starsze nawet niż legenda – dwakroć starsze niż wszystkie one razem wzięte”. Hindusi wierzą, że jest ono wieczne. Rzeczywiście, patrząc na kąpiące się tłumy ludzi zdawało się, że czas płynie tu zupełnie inaczej, a taki sam widok oglądano tu od zawsze.
- Jesteśmy przy Ghacie Assi – powiedział Aszisz, mój przewoźnik - To tutaj zaczyna się Panchatirtchi Yatra, czyli szlak pięciu ghat, na których wszyscy muszą się obmyć.
Płynęliśmy wolno łódką pod prąd, zaledwie kilka metrów od zanurzonych do pasa w wodzie ludzi. Ci jednak zupełnie nie zwracali na nas uwagi, stojąc przodem do rzeki, co jakiś czas zanurzając tylko głowę w świętej wodzie i modląc się do swoich bogów.
Varanasi jest najświętszym z miast leżących nad Gangesem. Tu wedle wierzeń znajduje się siedziba boga Sziwy, wiecznego tancerza, wielkiego niszczyciela i budowniczego. Sama nazwa oznacza miejsce, które leży pomiędzy dwiema rzekami – Varuną i Assi. Jeszcze kilkanaście lat wcześniej nazywano je Benares, a jeszcze wcześniej Kaasi – „lśnić”. Wierzono bowiem, że właśnie tu lśni największa mądrość, która oświetla drogę do zbawienia. Tu, jak nigdzie indziej w Indiach mity mieszają się z rzeczywistością. Ostatecznie powrócono jednak do najstarszej z nazw – Varanasi.
- Śmierć nie kończy naszej drogi – powiedział Aszisz i wskazał na palące się na jednej z ghat stosy – To Manikarnika. Marzeniem każdego z hindusów jest, aby jego ciało spłonęło właśnie w tym miejscu. Po to tu przyjeżdżają. Dopiero wtedy nastąpi pełne wyzwolenie duszy od ciała. Krewni zmarłego kupują od kupców drewno, olej, kwiaty, a wszystko to ważone jest na najwyższym stopniu ghaty, aby ustalić cenę stosu. Ciało owija się w pomarańczowy jedwab – święty kolor. Po wygaśnięciu stosu wszystko to co zostało wrzucane jest do Gangesu – Wielkiej Matki.
- Ciebie też spalą?
- Nie, mnie na to nie stać. Duże stosy mają naprawdę bogaci, a ci biedniejsi prawie nigdy nie są spaleni do końca. Często widzę płynące z prądem na wpół spalone korpusy ludzi. Ganges wszystko przyjmie.
Tak, Ganges wszystko przyjmie, ale też odsłoni inną twarz miasta. Biada Europejczykowi, który weźmie przykład z 60 tysięcy pielgrzymów, którzy codziennie obmywają się w Wielkiej Matce! Tuż obok myjących zęby ludzi napotka kąpiące się bydło, a zetknięcie ze świętą wodą może się dla niego skończyć kilkudniowym pobytem w łóżku. Wprawdzie ghaty ciągną się na długości 7 kilometrów, ale ścieki mające swój koniec w Gangesie ciągną się przez całe miasto.
Z każdą godziną coraz mniejsza liczba pielgrzymów pojawia się w wąskich uliczkach Varanasi. Niestety, po zapadnięciu zmroku fala barw i świateł wypełniająca święte miasto gaśnie wraz z często wyłączanym prądem. Energia potrzebna jest do oczyszczenia Wielkiej Matki. Gdy idzie się wieczorem główną ulicą, widać tylko gdzieniegdzie kramy sprzedawców oświetlone świecami. Lepiej wtedy nie zapuszczać się w wąskie uliczki starego miasta prowadzące do ghat, bowiem Varanasi - miasto śmierci i wyzwolenia - ma też swoje ciemne oblicze.
Jednak jutro nad Gangesem ponownie wstanie świt, a tłum znów szczelnie wypełni wąskie uliczki Varanasi.
Tekst dostępny także http://pmtravelerbug.blogspot.com/2011/11/varanasi.html
Zdjęcia wykonane analogowym aparatem - 2001r.
Nad Gangesem wstawał świt, a ku świętej rzece zmierzał tłum ludzi, który szczelnie wypełnił wąskie uliczki Varanasi. Nie wszyscy byli w stanie dojść o własnych siłach - przecież do Varanasi przybyli po śmierć. Tym pomagali inni, którzy kiedyś być może sami będą potrzebowali takiej pomocy. Muszą jednak wytrzymać jeszcze trochę. Najpierw rytuał pudźa – obmycie świętą wodą, która zmyje wszelkie grzechy. Wtedy niech nastanie spokój. Życie jest kołem, ale każdy kto umrze w Varanasi wyzwoli się z wiecznego łańcucha wcieleń i otworzy sobie drogę do nieba.
Chwilę później docierają do ghat – szerokich schodów kończących się już pod powierzchnią Gangesu. Każda z kilkudziesięciu ghat ma swoją osobną historię. Shivala jest symbolem bogactwa i potęgi maharadżów Varanasi. Należąca do dżainów Bachraj symbolizuje kosmiczną jedność wszelkich bytów, dżaini wierzą bowiem, że nie wolno skrzywdzić żadnego żywego stworzenia. Bengalczycy będą modlić się tylko przy Khedar. Dasaswamedh oznacza natomiast, że Brahma złożył w tym miejscu w ofierze (medh) 10 (das) koni (aswa). Tymczasem Munshi... Tak, każda z ghat ma swoją historię.
Mark Twain powiedział kiedyś, że Varanasi „jest starsze niż historia, starsze niż tradycja, starsze nawet niż legenda – dwakroć starsze niż wszystkie one razem wzięte”. Hindusi wierzą, że jest ono wieczne. Rzeczywiście, patrząc na kąpiące się tłumy ludzi zdawało się, że czas płynie tu zupełnie inaczej, a taki sam widok oglądano tu od zawsze.
- Jesteśmy przy Ghacie Assi – powiedział Aszisz, mój przewoźnik - To tutaj zaczyna się Panchatirtchi Yatra, czyli szlak pięciu ghat, na których wszyscy muszą się obmyć.
Płynęliśmy wolno łódką pod prąd, zaledwie kilka metrów od zanurzonych do pasa w wodzie ludzi. Ci jednak zupełnie nie zwracali na nas uwagi, stojąc przodem do rzeki, co jakiś czas zanurzając tylko głowę w świętej wodzie i modląc się do swoich bogów.
Varanasi jest najświętszym z miast leżących nad Gangesem. Tu wedle wierzeń znajduje się siedziba boga Sziwy, wiecznego tancerza, wielkiego niszczyciela i budowniczego. Sama nazwa oznacza miejsce, które leży pomiędzy dwiema rzekami – Varuną i Assi. Jeszcze kilkanaście lat wcześniej nazywano je Benares, a jeszcze wcześniej Kaasi – „lśnić”. Wierzono bowiem, że właśnie tu lśni największa mądrość, która oświetla drogę do zbawienia. Tu, jak nigdzie indziej w Indiach mity mieszają się z rzeczywistością. Ostatecznie powrócono jednak do najstarszej z nazw – Varanasi.
- Śmierć nie kończy naszej drogi – powiedział Aszisz i wskazał na palące się na jednej z ghat stosy – To Manikarnika. Marzeniem każdego z hindusów jest, aby jego ciało spłonęło właśnie w tym miejscu. Po to tu przyjeżdżają. Dopiero wtedy nastąpi pełne wyzwolenie duszy od ciała. Krewni zmarłego kupują od kupców drewno, olej, kwiaty, a wszystko to ważone jest na najwyższym stopniu ghaty, aby ustalić cenę stosu. Ciało owija się w pomarańczowy jedwab – święty kolor. Po wygaśnięciu stosu wszystko to co zostało wrzucane jest do Gangesu – Wielkiej Matki.
- Ciebie też spalą?
- Nie, mnie na to nie stać. Duże stosy mają naprawdę bogaci, a ci biedniejsi prawie nigdy nie są spaleni do końca. Często widzę płynące z prądem na wpół spalone korpusy ludzi. Ganges wszystko przyjmie.
Tak, Ganges wszystko przyjmie, ale też odsłoni inną twarz miasta. Biada Europejczykowi, który weźmie przykład z 60 tysięcy pielgrzymów, którzy codziennie obmywają się w Wielkiej Matce! Tuż obok myjących zęby ludzi napotka kąpiące się bydło, a zetknięcie ze świętą wodą może się dla niego skończyć kilkudniowym pobytem w łóżku. Wprawdzie ghaty ciągną się na długości 7 kilometrów, ale ścieki mające swój koniec w Gangesie ciągną się przez całe miasto.
Z każdą godziną coraz mniejsza liczba pielgrzymów pojawia się w wąskich uliczkach Varanasi. Niestety, po zapadnięciu zmroku fala barw i świateł wypełniająca święte miasto gaśnie wraz z często wyłączanym prądem. Energia potrzebna jest do oczyszczenia Wielkiej Matki. Gdy idzie się wieczorem główną ulicą, widać tylko gdzieniegdzie kramy sprzedawców oświetlone świecami. Lepiej wtedy nie zapuszczać się w wąskie uliczki starego miasta prowadzące do ghat, bowiem Varanasi - miasto śmierci i wyzwolenia - ma też swoje ciemne oblicze.
Jednak jutro nad Gangesem ponownie wstanie świt, a tłum znów szczelnie wypełni wąskie uliczki Varanasi.
Tekst dostępny także http://pmtravelerbug.blogspot.com/2011/11/varanasi.html
Zdjęcia wykonane analogowym aparatem - 2001r.
Napisz komentarz
Komentarze