W sobotę 12 grudnia 1981 było przeraźliwie zimno i sypał śnieg. Coś musiało wisieć w powietrzu, bo w jednostce ograniczono liczbę przepustek. Już było ciemno, gdy ogłoszono alarm, ale nie jak zawsze wyciem syreny, lecz telefonicznie. Na korytarzach pododdziałów migały tylko światła z napisem ALARM! Dyżurni podoficerowie odebrali rozkazy ze sztabu i natychmiast wysłali łączników po kadrę. Żołnierzom rozdano broń i ostrą amunicję. Załogi pobiegły do czołgów grzać silniki. Jeszcze przed północą jednostka opustoszała, wszyscy udali się w rejon zgrupowania do Puszczy Kampinoskiej. W jednostce pozostało tylko kilka czołgów.
16 grudnia w nocy następny alarm. Żołnierze klną na solidaruchów. To przez nich ta wojna, przez nich mają przedłużoną służbę, przez nich niczego nie ma w sklepach. Przed szóstą rano z jednostki przy ul. Grottgera w kierunku Gdańska wyrusza kolumna samochodów, a chwilę później czołgi. Na E-81 czołgi mkną 60 km/h i doganiają kolumnę. Za Nowym Dworem próbują wyjść na czoło kolumny. Jeden z nich traci przyczepność i przełamując barierę wpada do zamarzniętej rzeki Linawy. Kolumna jedzie dalej, zatrzymuje się tylko jeden z samochodów, ale po czołgu nie ma śladu. W radiostacji słychać na przemian przekleństwa i wzywanie Boga.
Kilka dni później ściągnięto wielki dźwig, by wydobyć wóz i uwięzionych w nim żołnierzy. Czołg był przewrócony gąsienicami do góry i miał otwarty właz. W środku były ciała trzech żołnierzy, czwarty wypadł w chwili katastrofy i utonął wraz z kolegami pod lodem. O tragedii nie można oficjalnie mówić, ale nie da się też jej ukryć. Zwłaszcza, że jeszcze przez kilka dni w tym miejscu stoi wojskowy samochód, a nurek przeszukuje dno w poszukiwaniu broni i amunicji, które wypadły z czołgu.
Dwanaście lat później, również 16 grudnia, już w wolnej Polsce Biskup Elbląski Andrzej Śliwiński poświęcił krzyż i tablicę upamiętniającą tragiczny poranek 16 grudnia i śmierć czterech żołnierzy. Była kompania honorowa, władze samorządowe i wojewódzkie, były rodziny poległych w wypadku żołnierzy. Ich nazwiska nie są już skrywaną tajemnicą: dowódca czołgu - kpr. podchor. Marian Pudlak, działonowy - kpr. Wiesław Stankiewicz (elblążanin), kierowca mechanik - st. szer. Roman Tofiluk i ładowniczy - st. szer. Henryk Krosno. Pośmiertnie członków załogi awansowano do stopnia sierżanta, a dowódcę do stopnia podporucznika.
(foto: niezalezna.pl)
Napisz komentarz
Komentarze